Najpierw, po nałożeniu szkicu czarną konturówką na szkło, długo miałam dylemat, którą z dwóch czerwonych farbek użyć...
Żadna mi nie pasowała i bardzo żalowałam że nie mam dawnej czerwieni, którą popełniłam poprzednie maki, choćby ten ostatni który tu pokazywałam.
Potem okazało się, że jednak nie zastosuję żadnej z nich :)
Dopiero ta w tym maleńkim pojemniczku spełniła moje makowe oczekiwania i proces ponownie ruszył z miejsca.
(oczywiście jak zwykle u mnie - praca między wieczorem a świtem, czyli moja nocna hodowla kwiatów ;))
Wracając do kwestii kolorów - konsekwentnie zatem zieleni użyłam z tego samego zestawu, bo jakoś tak naturalnie się komponowała.
Do wykończenia całości posłużyła mi żółta - ciepła, z tego samego kompletu, nadając moim makom w niektórych miejscach barwy lekko pomarańczowej - takiej właśnie "makowo-pomarańczowej" ;-)
Ten słoneczny żółty posłużył również do wykończenia makowego serca, wraz z konurówkami: czarną i białą.
Ostatnim elementem malowania było nałożenie przezroczystej farby na łodyżki, dla ich zabezpieczenia i utrwalenia, bo takie elementy najlatwiej moga ulec uszkodzeniu "w eksploatacji". Bowiem czasem trzeba taki "witrażyk" odkurzyć a po dłuższym czasie to nawet umyć, i taki manewr ułatwia kontakty malunku z wodą. (reszta elementów pokryta farbą sama świetnie się obroni ;))
Ta przezroczysta farbka tworzy ciekawy cień, prawda?
I ostatnią rzeczą - po wyschnięciu rzecz jasna - było przeciągnięcie przez otworki zgrzebnego sznurka służącego do zawieszania obrazka.
Bardzo mi się podoba, że pokazałaś i opisałaś w szczegółach cały "proces technologiczny" powstawania witraża. A wrażliwości na kolory to zazdroszczę - ja zwyczajnie nie odróżniam aż tylu odcieni jednej barwy.
OdpowiedzUsuńPiękne maki!!!
OdpowiedzUsuń