Począwszy od prostego rysunku konturówką reliefową na szklanej tafli...
...następnie przez dobór kolorów (czyżby moja sukienka była mi w tym momencie natchnieniem?)...
...przez precyzyjne kształtowanie jakiś drobiażdżków pędzelkiem, z użyciem - jako chirurgicznego narzędzia - cienkiego patyczka od szaszłyków ;-) ...
...i do chwilowego przycupnięcia motyla w kolorach, dla odpoczynku (a gdzieżby miał motyl lepiej o dpocząć?)...
...nastepnie poprzez próby znalezienia dogodnego i godnego motylego miejsca (a skąd tam moje włosy?? czyżby próbował usadowić się na mojej głowie??)...
...do próby zatrzymania się przy kamieniach (o! motyl dobrze wie, że na kamieniach wygląda szczególnie imponująco a jego kolory wydają się wtedy jeszcze żywsze!)
***
"Muszę poznać dwie lub trzy gąsienice, jeśli chcę zawrzeć znajomość z motylem"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz